czwartek, 30 maja 2013

Dzieje się...

... dużo! Niekoniecznie jest z czego się cieszyć, ale ręka już coraz sprawniejsza i to w tej chwili jest najważniejsze. Od 6 czerwca mam rehabilitację, a na razie ćwiczę ją po swojemu, czyli według zaleceń ortopedy. A teraz po kolei:
  • rękodzieło ograniczyłem do zrobienia wielu kartek z okazji Dnia Matki, Dnia Ojca, a nawet dwie z okazji Dnia Dziecka. Czy się podobały? Oby "tak", bo włożyłem w nie nie tylko jednoręki wysiłek, ale i całe serce. Oto kilka z nich:




  • wypełniłem wreszcie zobowiązanie wobec Biblioteki Publicznej w Lipianach, w której przeprowadziłem warsztaty teatralne dla dzieci, w ramach Działań aktywizujących Lidera Pojezierza. Dzieci było 12, w wieku 11-12 lat, ale dawno mi się tak dobrze i tak skutecznie nie pracowało. Program zrealizowałem cały, a nawet zrobiliśmy szkielet krótkiego przedstawienia opartego na wierszach J. Brzechwy. Mam nadzieję, że panie organizatorki pociągną tę grupę i usłyszę o niej na jakimś przeglądzie. Na koniec ustawiliśmy się do pamiątkowego zdjęcia. Wspomnę, że bardzo mi pomógł w zajęciach Benek, któremu ogromnie dziękuję.


  • zaproszno mnie do jurorowania w Lubuskiej Gali Teatralnej, która odbyła się w Międzyrzeczu. Ocenialiśmy 11 zespołów gimnazjalnych i ponadgimnazjalnych. Miałem okazję przekonać się jak taki przegląd działa w lubuskim i oprócz miłych wspomnień z okresu przynależności naszej do województwa gorzowskiego w odległych czasach, doświadczyłem pełnego szacunku organizatorów dla zmagań tych dzieci, które oprócz tytułu Laureata odbierały nagrody rzeczowe, pieniężne oraz pamiątki w postaci słoików z ocenami innych uczestników, tudzież cukierki dla całego zespołu. Uczestnicy byli od początku do końca na przeglądzie, mieli zapewniony posiłek oraz profesjonalną obsługę techniczną. Tylko pozazdrościć takiej organizacji i takich animatorów, do których należy, znakomita w swoim fachu, Paulina Solska z RCK w Zielonej Górze. Poziom nie był nadzwyczajny, ale z przyjemnością oglądało się wszystkie spektakle, w których zdarzały się aktorskie perły, jak np. Królowa Matka w "Księżniczce na grochu". Marzy mi się, by powtórzyć tę przygodę jeszcze z raz.
  • zacząłem z moim KOD-em robić nowy spektakl w nadziei, że pokażemy go w Schwedt 12 czerwca, a potem na tegorocznej Triadzie. Znalazłem dziadowską pieśń "O sierotkach", wymyśliłem formę i zaproponowałem moim wiernym aktorom szybką realizację. Małgosia, Sara, Kinga i Monika, a także Benek i Nikodem przyjęli propozycję i w ekspresowym tempie wymyśliliśmy instrumenty, kostiumy, ruch, a także przyjęliśmy zasadę, że choćby się paliło i waliło musimy na Triadzie, jako gospodarze, pokazać choćby krótką etiudę. W poniedziałek, 27 maja, Monika powiedziała Małgosi przez telefon, że nie będzie przychodziła na próby, bo ma 5 zagrożeń i mama każe się jej uczyć, by zlikwidować te zagrożenia. Atmosfera na próbie była gorzej niż wisielcza. Zadawałem pytanie: jakie widzicie rozwiązanie? Do środy musimy albo znależć kogoś na miejsce Moniki, albo w piątkę zrobić "coś", albo się rozejść... To już piąty w tym roku spektakl, który padł, bo młodzieży już się nie chciało przychodzić na zajęcia i uczyć czegoś na pamięć. We wtorek, Nikodem przez telefon oznajmił mi, że znalazł dziewczynę, a Benek - że znalazł chłopaka. W środę ruszyliśmy z kopyta w siódemkę. Czy te dwie osoby przyjdą na następną próbę - już w nic nie wierzę!
  • 28 maja, w barze "Oczko", pożegnałem się z moimi bibułkarkami. Pań przyszło sześć, wręczyłem im Certyfikaty ukończenia warsztatów, czekoladę, a potem jedliśmy, rozmawialiśmy i delektowaliśmy się lodami. Planów było co niemiara, deklarowania się, że będziemy jeździć na różne imprezy z naszymi pracami, a najważniejsze, że panie nadal chcą się spotykać przy bibule. Niestety, nie chcę już prowadzić zajęć za darmo czy bez finansowego wsparcia instytucji, która obiecywała mi, że w 2012 roku powoła sekcję bibułkarstwa i plecionkarstwa, w której mnie zatrudni. Skończyło się na obietnicy... Szkoda.

czwartek, 2 maja 2013

Przerwa...

..., którą wymusił na mnie los spowodowana została banalnym upadkiem z drabiny podczas wiosennych porządków na podwórku. Roztrzaskałem sobie łokieć 18 kwietnia i prawdopodobie do końca maja czeka mnie trudna rehabilitacja. Wytrzymam! Gorzej jest z psychiką, która nie znosi bezczynności i nawet zajęcia w Sekcji nie rekompensują mi potrzeby wyplatania, albo choćby uczenia się scrapbookingu. Wszelkie plany przygotowań do kolejnych wystaw legły w gruzach. Cieszą mnie natomiast drobiazgi, a to, że Marysia zakończyła zajęcia w ramach projektu "Działania aktywizujące" i już tęskni do kolejnych, a to, że panie ukończyły wspólną kompozycję z bibuły i za tydzień już ją pokażemy światu, a to, że moi aktorzy nie załamali się po odejściu trzech osób z zespołu, który dopracowywał szczegóły spektaklu "Gdyby nie ta noc i ten sen", na podstawie prozy B. Schulza i znaleźli nowy tekst i zrobią nowe przedstawienie na festiwal w Schwedt i to, że moja żona bardzo dzielnie znosi obowiązki, które były mi przypisane od lat, za co ją uwielbiam... A ja, pisząc ten post jedną ręką, marzę, by wszystko zagoiło się bez komplikacji, a łokieć wrócił chociaż do jako takiej sprawności. Z takim postanowieniem mówię: do zobaczenia! Może wkrótce!