poniedziałek, 27 października 2014

Muzyka klezmerska...

... słuchana z płyt lub oglądana w telewizji nie w pełni wchodzi w człowieka, tak jak żywa, grana przed oczami i uszami, a w dodatku odbierana przez podłogę, która trzęsła się przez cały koncert. 25 października byliśmy z żoną na koncercie Orkiestry Klezmerskiej Teatru Sejneńskiego, który odbył się, w zadziwiającym nas propozycjami, Teatrze Kana w Szczecinie. Moc, rytm, melodyjność i zaskakujące zmiany melodyczne w kilku utworach powaliły nas na kolana. Wielopokoleniowość Orkiestry (od 14 - 60 lat) również zdumiała zważywszy na to, że te dzieciaki popisywały się swoimi solówkami w mistrzowski sposób. Skromność, elegancja (wszyscy w garniturach i muchach), perfekcyjny warsztat - oto cechy amatorskiego zespołu, który zjechał Europę i dwa tygodnie grał w Nowym Jorku. Polecam wszystkim, którzy lubią klimaty zapomnianych, dobrych czasów, by chociaż zajrzeli na YouTub i posłuchali chociaż fragmentu ich występu. A występują rzadko poza Sejnami.


Zdjęcie zrobione telefonem nie pokazuje szczegółów, ale utrwala nastrój tej niebywałej zabawy. Godzinę wcześniej odbyła się projekcja filmu Ośrodka "Pogranicze - sztuk, kultur,narodów" z Sejn, zatytułowanego "Losy posłuchane", realizacja Małgorzata Sporek-Czyżewska i Wojciech Szroeder - dokumentacja wypraw Teatru Sejneńskiego do polskich wsi w okolicach Lidy na Białorusi. Wzruszająca opowieść o Polakach na Białorusi, której wysłuchała młodzież z Teatru Sejneńskiego - żywych i chyba jedynych świadków odchodzenia historii tych ludzi w niepamięć. Przejmujący film i aż zazdrość bierze, że tam, w Sejnach, młodzi ludzi angażują się w utrwalanie przeszłości nie tylko swojego narodu, ale i tych, którzy przed wojną tworzyli grupy etniczne egzystujące wspólnie na jednej ziemi. Znowu nasuwa mi się refleksja, że w ciągu tych trzech godzin obcowania z opowieściami Małgosi Czyżewskiej i Orkiestry Klezmerskiej, nauczyłem się więcej niż przez całe życie. Dlatego pomyślałem sobie, że mieszkam nie w tym miejscu i spotykam na swojej drodze nie tych ludzi. Nie umiem dostosować się do bylejakości i konsumpcyjności młodych mieszkańców naszego miasta.
Pojechałem na wieś, aż pod Choszczno, czyli prowadziłem przez dwa dni warsztaty bibułkarskie w Krzęcinie. Seniorki wsi oraz niepełnosprawni licznie zaszczycili moje zajęcia - 34 osoby. Wprawdzie pisałem się na 16 osób, ale... Daliśmy radę! Panie chciały robić, pracowały pilnie, pytały, a jak nie pytały, to zabawnie błądziły, lecz dokonaliśmy przeobrażenia prostej bibuły w czarujące kwiaty i utrwaliliśmy je na zdjęciach. Andrzej Kusz byłby ze mnie zadowolony, bo bieszczadzka róża wyszła bardzo poprawnie i nikomu się nie rozsypała. Zobaczcie to sami.



wtorek, 7 października 2014

Krótko!

Operacja się udała. Ręka już jest sprawna, ale wymaga ćwiczeń. Najpierw niech się zabliźni rana pooperacyjna. Przed operacją coś robiłem, bo planowany był atrakcyjny wyjazd do Liepe w Niemczech. Tam nawet poprowadziłem warsztaty. Na zdjęciu - dziewczyny z naszej, dębnowskiej grupy. Po prawej stronie fragment mojego kramiku.


A to prace, które niestety nie wzbudziły zainteresowania Niemców. Natomiast Polacy oglądali je, ale nie pytali o cenę.




Była jeszcze kartka urodzinowa.


Z Teatrem musiałem się rozstać na kilka tygodni, ale we wrześniu udało się nam zagrać trzy razy spektakl "Smycz": w Szczecinie (gdzie moi aktorzy zgotowali mi urodzinową niespodziankę), w Dębnie (oficjalna premiera, ale zaproszeni goście nas zignorowali, więc graliśmy dla skromnej publiczności) oraz w Gorzowie Wlkp. (po spektaklu zaprosiłem aktorów i Marcina Ciężkiego do Bella Toscana na toskańską kolację). Od tej pory moi aktorzy nie odzywają się do mnie. Ogłosiłem więc nabór do Teatru. Będę czekał 13 października na nowych wrażliwców.


Czeka mnie teraz sporo pracy w różnych miejscach, więc nie wiem, kiedy znowu wrócę do bloga. Tymczasem pozdrawiam ciepło tych, którzy tu zaglądają i jeszcze nie zostawili swojego komentarza. Na koniec grzyby, które tydzień po operacji udało mi się znaleźć w tzw. brzózkach.